Po wspaniałej postawie innego reprezentanta Czarnych Pawła Zagrodnika, który nie dostał brązowego medalu jedynie wskutek niesprawiedliwej oceny sędziów, liczyliśmy, że i Wojnarowicz da nam powody do radości. Niestety, już po losowaniu dżudoków walczących w kategorii powyżej 100 kilogramów było jasne, że medal będzie cudem. Wojnarowicz już w pierwszej rundzie trafił bowiem na pięciokrotnego mistrza świata, absolutnego dominatora w swojej wadze Francuza Teddy Rinera. Bytomianin nigdy z nim nie wygrał, mało tego – w wywiadach prasowych Rinera określał jako jedynego, którego się obawia z całej stawki przeciwników.
Walka Polaka z reprezentantem trójkolorowych nie należała ani do ciekawych, ani do pełnych napięcia. Riner wykorzystując większą szybkość cały czas trzymał Wojnarowicza na dystans, nie pozwalając mu na rozpoczęcie jakiejkolwiek akcji. Bytomianin szukał sposobu, próbował, ale robił to zbyt pasywnie, by odnieść sukces. Bardzo szybko też sędziowie przyznali mu karę shido, będącą konsekwencja owej pasywności na tatami. Po tej karze obraz pojedynku nie ulegał zmianie. Faworyzowany Riner doskonale rozgrywał wszystko taktycznie. Nie angażował się specjalnie, wiedząc, że ma niezbyt duże szanse na rzucenie znacznie cięższego rywala. Niesiony szaleńczym dopingiem licznie zgromadzonych w hali francuskich kibiców mistrz był jednak aktywniejszy, na jego tle zawodnik Czarnych wypadał gorzej w oczach sędziów. Ci w efekcie jeszcze dwa razy orzekali karę shido dla Wojnarowicza. To pozwoliło Rinerowi na wypracowanie przewagi, której nie pozwolił już sobie odebrać do końca pięciominutowego czasu. Bytomianin uległ, a ponieważ była to jego pierwsza walka odpadł z igrzysk. Riner rzecz jasna nie dał szans innym swym przeciwnikom i pewnie wywalczył olimpijskie złoto. Pojedynek z Polakiem okazał się jednym z najtrudniejszych, jaki musiał stoczyć w drodze na szczyt.
O skomentowanie postawy naszego dżudoki poprosiliśmy prezesa Czarnych Bytom, Józefa Wiśniewskiego. – Jestem totalnie podłamany – nie ukrywał nasz rozmówca. – Janusz Wojnarowicz był świetnie przygotowany do występu w Londynie i to zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym. Gdyby nie to fatalne losowanie, bez wątpienia wróciłby z medalem, jestem o tym przekonany. Jest lepszy od innych zawodników startujących w jego wadze. Nie można powiedzieć, że był pasywny w starciu z Rinerem. To mogło tak wyglądać dla osób obserwujących walkę, ale to złudzenie. Francuz doskonale zdawał sobie sprawę, że nie wygra dzięki rzutowi, więc postanowił rozegrać wszystko taktycznie. Wykorzystał fakt, iż ma dłuższy zasięg ramion i nie pozwalał Wojnarowiczowi na założenie uchwytu. Robił to konsekwentnie, nie ryzykował. Przecież nie wykonał akcji, nie wygrał tak zdecydowanie, jak w innych swych walkach w Londynie. Sport jest okrutny, po raz kolejny się to potwierdziło. Jedna porażka i koniec marzeń o medalu, koniec olimpiady dla Janusza.
Paweł Zagrodnik i Janusz Wojnarowicz wrócili do Polski w minioną niedzielę. Józef Wiśniewski pojechał po nich na lotnisko. – Miałem w planach wyjazd do Londynu, ale zrezygnowałem. Dobrze zrobiłem, bo na miejscu przeżyłbym to wszystko jeszcze mocniej. Pawłowi medal odebrali sędziowie, skrzywdzili go. Januszowi nie udało się losowanie, trafił najgorzej jak mógł. Jakieś fatum wisi nad naszymi startami na igrzyskach. W Atenach Robert Krawczyk stracił medal w ostatnich sekundach. W Pekinie Przemysław Matyjaszek pokonał wyżej notowanych rywali, by w starciu o medal ulec teoretycznie słabszemu. Teraz znowu się nie udało. Pocieszam się tym, że Czarni Bytom mają na kolejnych igrzyskach swoich reprezentantów i mają piąte miejsca, jak Krawczyk i Zagrodnik.
W dżudo się nie udało. Teraz kibicujmy naszej biegaczce Magdalenie Gorzkowskiej, która ma szansę na start w sztafecie.
Komentarze