W naszym Parku Miejskim przez wiele lat istniała kawiarnia o nazwie „Pod Misiami”, która niedawno przeistoczyła się w "Widzimisie" Najstarsi bytomianie pamiętają jednak, że kiedyś w tym miejscu żyły prawdziwe niedźwiedzie.
W parku przez pierwsze kilkanaście lat nasadzano starannie wyselekcjonowaną roślinność, wytyczono też szeroką główną aleję nazwaną Promenadą. W rezultacie już u progu XX wieku mówiono, że na Śląsku najpiękniejsze są dwa parki: na Dolnym - Szczytnicki we Wrocławiu, a na Górnym - Miejski w Bytomiu.
Ufundował go Ignatz Hakuba - jeden z najbogatszych miejscowych kupców, którzy dorobił się wielkich pieniędzy na handlu piwem. Bytomiowi pozostawił w spadku dwa ufundowane przez siebie obiekty: konny pomnik króla Prus Fryderyka Wielkiego na obecnym pl. Sikorskiego oraz właśnie ogród zoologiczny parku.
Miejskie ZOO
Kiedy po II wojnie światowej Bytom przypadł Polsce zburzono - co zrozumiałe - pomnik Fryderyka Wielkiego. ZOO, które przetrwało wojnę, postanowiono zachować – ku radości i pożytkowi nowej społeczności miasta. Według informacji udostępnionych przez Archiwum Państwowe w Katowicach w powojennym bytomskim ZOO mieszkało 89 zwierząt, jednak największą atrakcją były niedźwiedzie brunatne.
W 1957 roku utworzono ZOO w Chorzowie (dziś: Śląski Ogród Zoologiczny) i przeniesiono tam zwierzęta z dwóch mniejszych zwierzyńców, działających w Katowicach i Bytomiu właśnie.
Sięgnijmy znów do informacji z Archiwum Państwowego: w 1957 r. powstał projekt wybiegu tylko dla niedźwiedzi brunatnych autorstwa Zygmunta Klimczewskiego. Jest dokładny opis tego miejsca, zachowały się też rysunki architektoniczne.
W projekcie przewidziano schron konstrukcji ramowej żelbetowej, podpiwniczony z siedmioma klatkami o powierzchni 2,50 x 1,80 m każda, dla 14 do 18 niedźwiedzi oraz jedną klatkę zapasową do przepędzania zwierząt. Na budynku schronu zaprojektowano suchą fosę, aby lepiej pokazać niedźwiedzie na skałach, tle nieba i zieleni parku. Skały wykonano z gruzobetonu, z jednej z nich spływał mały sztuczny wodospad.
Dozorca-sadysta
Niestety, żywot zwierząt w bytomskim parku wcale nie był łatwy. W 1963 roku na pierwszej stronie „Życia Bytomskiego” wydrukowano list poruszonego czytelnika, który relacjonował: 29 kwietnia, o godz. 8.25 (rano) przechodziłem ze znajomym obok ogrodu zoologicznego w Bytomiu. Zauważyliśmy jak dozorca ZOO, starszy człowiek, w niemiłosierny sposób kopał i maltretował dwoje małych niedźwiadków. Kiedy zwróciłem mu uwagę, że w ten sposób nie powinien postępować, dozorca odwrócił się i odburknął: ,,Ja to paskudztwo zabiję. A zresztą, co się wtrącacie do nie swoich spraw".
Na przykład w kwietniu 1957 roku „Życie Bytomskie” informowało o narodzinach niedźwiedzich pięcioraczków. Wybieg był przeznaczony jednak dla nie więcej niż 20 zwierząt, dlatego ich ilość musiano redukować. W jaki sposób? Można się tego domyślać, czytając ogłoszenia zamieszczone na łamach naszego tygodnika. W lutym 1959 roku ukazał się anons następującej treści: „Zarząd Zieleni Miejskiej w Bytomiu posiada do sprzedaży 3 wyprawione skóry z niedźwiedzi. Sprzedaż odbędzie się 10 litego 1959 roku w budynku ZZM przy ul. Tarnogórskiej 1”.
Groźny cyrkowiec
Jednak najgorsze nadeszło w 1962 roku W sierpniu „Życie Bytomskie” zaalarmowało „Bytomskie niedźwiedzie nie mogą zginąć od kuli”: "Parę lat temu opinia publiczna w kraju została poruszona faktem zastrzelenia kilku niedźwiedzi w bytomskim ogrodzie zoologicznym. Dowiedzieliśmy się, że i w tym roku czeka podobny los aż czterech misiów. Jednemu z bytomskich myśliwych zaproponowano zastrzelenie czteroletniego misia, który zagraża bezpieczeństwu zwiedzających. Chodzi tu o niedźwiedzia, przekazanego do ogrodu zoologicznego przez jeden z cyrków. Niedźwiedź ten jest tak zręczny, że potrafi chodzić po wysokim i ostro zakończonym ogrodzeniu. Wyrok śmierci na niedźwiedzie został wydany również dlatego, że ich utrzymanie kosztuje zbyt drogo, rokrocznie ich przybywa, a żaden cyrk czy ZOO nie chce ich kupować. Wypuszczenie do lasu naraziłoby ludzi na niebezpieczeństwo, gdyż niedźwiedzie wychowane w niewoli nie mogłyby egzystować w lesie i zbliżałyby się do osad ludzkich".
Myśliwy okazał się bardziej czuły niż decydenci z Zarządu Zieleni Miejskiej. Oświadczył, że odstrzał niedźwiedzi żyjących w niewoli byłby niezgodny z etyką łowiecką. Na niewiele to się zdało, bo znaleziono innego egzekutora, który z zimną krwią zastrzelił cyrkowego misia. Archiwiści odnotowują: "Po tym wydarzeniu na wybiegu zostały już tylko 3 misie. Były pomysły, aby zwierzęta przenieść do specjalnego rezerwatu w Bieszczadach albo w Tatrach, jednak plany te nie zostały zrealizowane. W 1966 r. ostatecznie zlikwidowano wybieg, a reszta zwierząt niestety podzieliła los poprzedników".
W tym przypadku postąpiono już bardziej pragmatycznie. Trzy ostatnie misie zastrzelono zimą, aby ich skóra miała największą wartość.
Korzystałem m.in. z tekstu „Proszę Państwa, oto miś…., czyli historia niedźwiedzi brunatnych w parku miejskim w Bytomiu" zamieszczonego na stronach Archiwum Państwowego w Katowicach.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz