Zamknij

Judol, czyli zabawy na cmentarzu

10:37, 09.01.2025
Skomentuj

Piotr Stawiński jest artystą plastykiem. Jego ojciec, docent Bolesław Stawiński przed wojną współtworzył awangardową Grupę Krakowską. Był jej współzałożycielem – razem Jonaszem Sternem i Saszą Blonderem. Urodzony w robociarskiej Łodzi, skończył studia na krakowskiej ASP. Wojnę przeżył w Związku Sowieckim. W 1945 roku jako tzw. „repatriant” przyjechał do Bytomia. W latach 50. dwaj jego bracia pracowali w Warszawie na wysokich ministerialnych stanowiskach, ale Bolesław Stawiński wolał zostać w Bytomiu. Aż do śmierci mieszkał wraz z żoną i synem w samym centrum miasta, w kamienicy przy ul. Józefczaka. Piotr Stawiński wspomina, że jako kilkuletnie dziecko bawił się na podwórku wśród wystających z ziemi kamieni, na których wyryto niezrozumiałe znaki. Niektóre kamienne tablice już przewrócono, inne wciąż były mocno osadzone w gruncie.

Stanisław Pietrusa jest artystą rzeźbiarzem, medalierem, autorem pomnika ofiar komunizmu na ziemi bytomskiej. Jako konserwator zabytków i członek Towarzystw: Opieki nad Zabytkami oraz Miłośników Bytomia przez wiele lat zabiegał o ratowanie zabytkowej tkanki miasta. Po wielu latach „zaopiekował” się kamieniami, wśród których bawił się w dzieciństwie mały Piotrek Stawiński.

Niemcy pochodzenia żydowskiego

Bytomscy Żydzi stanowili grupę dużą i bogatą, a ich elita na początku XX wieku była świetnie zasymilowana z niemiecką kulturą i językiem. Można było mówić o nich wręcz: Niemcy pochodzenia żydowskiego. Lider tej społeczności, zasłużony rabin Max Kopstein, autor wydanej drukiem w 1891 roku historii bytomskiej gminy żydowskiej, przed Plebiscytem na Górnym Śląsku zachęcał swoich rodaków do głosowania za przyznaniem tych ziem Niemcom, a nie Polsce. Własnością Niemców pochodzenia żydowskiego było wiele kamienic przy bytomskim Rynku oraz reprezentacyjnych sklepów. Byli bankierami, kupcami, miejskimi radnym, a nawet honorowymi obywatelami Bytomia.

Pierwszym w historii honorowym obywatelem Bytomia został właśnie członek społeczności żydowskiej - Josef Richter.

Tytuł wręczono mu w 1885 roku, doceniając m.in. fakt, że Richter nieprzerwanie przez 53 lata był radnym miejskim. 8 lat później tytuł honorowego obywatela Bytomia otrzymał doktor Moritz Mannheimer – lekarz, przez 40 lat członek Rady Miejskiej Bytomia, w tym przez lat 37 jej przewodniczący. Na urząd przewodniczącego Rady Miejskiej wybierano go 25 raz z rzędu! Tak więc niemieccy Żydzi honorowymi obywatelami Beuthen zostawali znacznie wcześniej niż arcypruski Paul von Hindenburg, któremu taki tytuł nadano w czasie wielkiej wojny (I światowej), w roku 1916.

Tak pięknie i bujnie rozrosła się społeczność bytomskich Żydów – od pierwszych przybyszów w połowie XIII wieku aż do kilku tysięcy obywateli na początku wieku XX. Ale każda społeczność to nie tylko żywi, lecz także umarli, których trzeba pochować. Na początku bytomscy Żydzi grzebali swoich zmarłych na kirkutach w Będzinie, Mikołowie i Cieszowej. Z początkiem XVIII wieku podjęli jednak starania o utworzenie własnego cmentarza. Założono go w 1720 roku, przy wałach miejskich, w pobliżu Bramy Gliwickiej. Miał teren jednego hektara, a chowano tam Żydów nie tylko z samego Bytomia, ale także z 14 okolicznych miejscowości. Znalazły się na nim m.in. groby kolejnych bytomskich rabinów.

Dwa kirkuty

Ludzi przybywa, cmentarze nie rosną. W drugiej połowie XIX wieku na kirkucie przy dawnej Bramie Gliwickiej zaczęło brakować miejsca, podjęto więc decyzję o nabyciu gruntu pod nowy cmentarz - na przedmieściu piekarskim. Dzisiaj ulica Piekarska jest zresztą swoistym „śmiertelnym fenomenem”, gdyż przy niej albo w jej bezpośrednim sąsiedztwie istnieje do dzisiaj aż 8 nekropolii. Katolickie – Mater Dolorosa I i Mater Dolorosa II przy samej Piekarskiej, oraz przy sąsiednich ulicach Kraszewskiego i Powstańców Śląskich, a także żydowski, ewangelicki i komunalny, a w obrębie tego ostatniego jeszcze cmentarz wojenny żołnierzy sowieckich.

Ostatecznie ziemię pod nowy cmentarz podarował gminie żydowskiej bogaty prawnik Otto Friedländer. To on był pierwszym właścicielem kopalni, która po wojnie znana była pod nazwą Rozbark – stworzył ją z 4 mniejszych zakładów górniczych i nazwał na cześć swego ojca kopalnią Moritz. To była pierwsza nazwa kopalni funkcjonującej potem pod niemiecką nazwą Heinitzgrube. Nowy cmentarz żydowski miał pomieścić 1000 grobów. Spoczęli tam m.in. rabin Kopfstein oraz honorowi obywatele Richter i Mannheimer. Dzisiaj jest to najlepiej (a właściwie: fantastycznie) zachowany i najstarszy cmentarz żydowski na Śląsku, pełen nie tylko macew, ale także okazałych pomników nagrobnych, różniących się od katolickim tylko znakiem gwiazdy Dawida zamiast krzyża.

Przez kilkanaście lat oba kirkuty były czynne równocześnie. Ostatniego pochówku na starym cmentarzu dokonano w 1897 roku.

Po „nocy kryształowej” stary kirkut został przejęty przez władze miasta, które miały zadbać o przewiezienie wszystkich macewy na nowy cmentarz przy ul. Piekarskiej. Tego zobowiązania nigdy nie wykonano. Ale cmentarza też nie zniszczono – przetrwał on wojnę i dopiero „za Polski” rozebrano stojący przy nim stary dom przedpogrzebowy. Macewy pozostały na swoim miejscu i nadal niszczały w sposób naturalny, a między nimi bawiły się dzieci z okolicznych domów. Wśród nich późniejszy plastyk Piotr Stawiński, syn urodzonego w Łodzi docenta Bolesława Stawińskiego, który z Saszą Blonderem i Jonaszem Sternem zakładał Grupę Krakowską.

Likwidacja made in PRL

Dopiero w 1967 roku ówczesne władze miasta zlikwidowały cmentarz. Likwidacja nie była jednak pełna, można rzec – powierzchowna. Po prostu macewy wyrwano z ziemi, zwieziono na cmentarz komunalny i tam zwalono jak kupę gruzu. Grobów nie ekshumowano - zmarli wciąż tam spoczywają, od frontu wybudowano nowy dom mieszkalny, a wewnątrz placu - garaże. „Cmentarze mają w judaizmie status miejsc świętych, nienaruszalnych, w których najważniejsze jest to, co skrywa ziemia. Otaczane są czcią” – mówi dr Joanna Lusek, kierownik Działu Historii Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.

- Miałem kilka lat, ale doskonale wiedziałem, że bawimy się na dawnym cmentarzu – wspomina Piotr Stawiński. – Wszyscy w Bytomiu mówili o tym miejscu: Judol.

Jak chłopcy z innych podwórek umawiali się na naszym placu, to wołali: Idziemy na Judol. Pamiętam też, że 1 listopada ktoś zapalał tam kilka zniczy. Widziałem ich płomyki z okna. A przecież Żydzi nie obchodzą katolickiego święta Wszystkich Świętych.

Dopiero po 1989 roku resztkami macew zainteresowali się społecznicy z Towarzystwa Opieki. Zinwentaryzowali i zabezpieczyli resztki.

Zachowało się zaledwie 14 macew i około 50 luźnych ich fragmentów. Architekt Marek Miodoński oraz rzeźbiarz Stanisław Pietrusa zaprojektowali i wykonali na nowym cmentarzu Ścianę Pamięci – lapidarium z ocalałych macew, które umieścili w murze. To taka bytomska Ściana Płaczu. A na bramie wybudowanego już po wojnie budynku mieszkalnego pod adresem Piastów Bytomskich 3/5 umieszczono tablicę pamiątkową. Dzisiaj już mało kto w Bytomiu wie, gdzie jest Judol, ale prochy zmarłych wciąż spoczywają na podwórku pomiędzy kamienicami przy ulicami Józefczaka, Piastów Bytomskich i Katowicką.

(Marcin Hałaś)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%