Krzysztof jest bytomianinem, absolwentem wydziału historii. Wykonuje swoją pracę, zajmuje się rodziną, a w wolnym czasie sięga po harmonijkę ustną. Wolny czas to około 1,5 godziny dziennie.
– Moja przygoda z muzyka zaczęła się jeszcze w szkol średniej, czyli jakieś dwadzieścia kilka lat temu z gitarą. Po harmonijkę sięgnąłem pięć lat temu i od razu poczułem, że to jest ten jedyny instrument. Kiedy zaczynałem, wydawało mi się, że umiem już grać, jednak z każdym dniem utwierdzałem się w przekonaniu, że wiem naprawdę niewiele. W sumie uczę się do dziś i tak będzie zapewne do końca mojego życia – mówi Krzysztof Wydro.
Bytomski bluesman rozwiewa mit osoby grającej na harmonijce jako kogoś, kto nosi niewielki instrument w kieszeni. Oczywiście do grania dla bliskich wystarczy jedno niewielkie urządzenie z dziesięcioma dziurkami, w które się dmucha, jednak już podczas koncertów jest zupełnie inaczej. Stąd zdziwienie laików może budzić harmonijkarz, który po przybyciu na koncert wkracza na estradę z walizką pełną instrumentów.
– Ja mam ich około piętnastu. W trakcie wspólnego muzykowania muszę wiedzieć, w jakiej tonacji zagrają inni muzycy i dopiero wtedy jestem w stanie dobrać odpowiednią harmonijkę. To już jest kwestia wprawy, jednak bez tego nie jesteśmy w stanie stworzyć zgranej grupy – tłumaczy Krzysztof.
Od grania – jak moja życiowa partnerka Ola Bubniak żartuje – w garażu, przeszedłem do spotkań w ramach Jam Session. Tam poznałem innych pasjonatów bluesa i razem postanowiliśmy muzykować. Stąd narodził się nasz zespół „Kuś and Wydro” i trio bluesowe KSW, z którym nagrałem swoją pierwszą studyjną płytę.
– Bana Blues pojawiła się nagle. Po prostu po serii klubowych spotkań pomyślałem, że w Bytomiu trzeba zrobić coś niecodziennego. Coś, co nie tylko wypromuje mój ulubiony nurt muzyki, ale również nasze miasto. Padło na starą banę nr 38, która kursuje na najkrótszej trasie w Europie. Razem z Olą mieliśmy sporo wątpliwości, czy tak nietypowa impreza może wypalić. Pierwszy festiwal trzy lata temu był skromny i szokował pasażerów – wspomina Krzysztof. – Jednak tegoroczna trzecia już edycja pokazała, że ludzie chcą nas słuchać. Tym razem „Bana” pojechała z Katowic, przez Chorzów, do Bytomia. Na Piekarską przybylo sporo osób, które na Face Booku dowiedziały się, że istniejemy. Było bardzo głośno i wspaniale. Pasażerowie doskonale się bawili, a wiele osób zapowiedziało, że w przyszłym roku nie zapomną o naszym muzykowaniu.
Krzysztofa i kolegów bytomianie mogli usłyszeć również podczas pożegnania lata w muszli koncertowej w Parku Miejskim. Grali przed koncertem „Czerwonych Gitar” – jak przypadło na wschodzących artystów. Bluesem zarazili jednak liczną publiczność i nie jest wykluczone, że w kolejnych to oni będą głównymi gwiazdami artystycznych bytomskich wydarzeń.
Zanim to nastąpi, Krzysztof swoim zwyczajem po próbach na estradzie wkłada do kieszeni jedną niewielką harmonijkę i wychodzi na długi spacer, by w samotności zagrać tak samo jak kilka lat temu, kiedy wziął ten wspaniały instrument do rąk.
Jacek Sonczowski
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz