Jeż jest bardzo "miłym" zwierzęciem. Spotkać go można często na naszych osiedlach - choćby w Miechowicach czy na Sójczym Wzgórzu. Zdarza się, że jeże żerują w okolicach śmietników. Niestety, dość często na jezdniach widać szczątki jeży zmiażdżonych przez samochody. Swoją drogą: żeby rozjechać jeża trzeba być albo piratem drogowym przekraczającym dozwoloną szybkość w sposób niebezpieczny również dla ludzi, alby łajdakiem bez serca i zrobić to umyślnie.
- Jako gatunek jeże w Polsce nie są zagrożone. Są zagrożone osobniczo, czyli ginie dużo pojedynczych osobników - mówi Roland Dobosz, kierownik Działu Przyrody Muzeum Górnośląskiego. - To trochę tak, jak z oposami w Ameryce. Ginie coraz więcej jeży, ponieważ budujemy coraz więcej dróg, po których jeździ coraz więcej samochodów.
Zdaniem Rolanda Dobosza jeży w mieście wcale nie jest więcej niż np. na wsi. Tyle, że w mieście częściej je zauważamy, bo zwracamy na to większą uwagę. Jeże można spotkać zwłaszcza po zmroku, na przykład wychodząc z psem na spacer. - Jeży w żadnym wypadku nie należy zabierać do mieszkania - mówi Dobosz. - Nie chodzi tutaj tylko o komfort tych zwierząt, ale fakt, że jeże przenoszą wyjątkowo dużo pasożytów.
Jeżom w mieście zagrażają nie tylko samochody. Ostatnio zarządcy terenów coraz rzadziej koszą trawę. Jest ona wysoka, a potem nagle "wjeżdża" ekipa z kosiarkami i wycina do gołej ziemi duże obszary. Jeże, które do tej pory swobodnie tam się poruszały nagle tracą teren, w którym są bezpiecznie.
Jeże są drapieżnikami, żywią się m.in. ślimakami. Jeżeli zjedzą ślimaka, który wcześniej spożył truciznę - same ulegają zatruciu wtórnemu. "Niebieska" trutka na ślimaki zawiera metaldehyd, który u jeży, ale także np. ptaków powodują najpierw biegunkę, potem ataki padaczkowe z obrzękiem mózgu, na końcu zaś problemy z oddychaniem, konwulsje i śmierć. Zatem: nie rozjeżdżaj i nie truj.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz