W czasie 8 lat rządów PiS codziennie dowiadywałem się z Wiadomości TVP o niezwykłych sukcesach tej partii: rząd przekopywał Mierzeję Wiślaną, a jak trzeba było, to sprowadzał węgiel z Kolumbii albo maseczki z Chin największym samolotem świata. W tym nieustannym paśmie sukcesów zabrakło jednego: likwidacji kolejek do specjalistycznych porad lekarskich.
Rozmawiałem niedawno z 82-letnim mieszkańcem Bytomia. Długo nie narzekał na zdrowie, aż wreszcie dopadły go ostre bóle stawów. W marcu dostał skierowanie do reumatologa. Wizytę wyznaczono mu na październik. W maju nie wytrzymał i zapisał się na wizytę prywatną, płatną z własnej kieszeni. Kiedy 2 lata temu w badaniu wykryto u mnie możliwość zakażenia boleriozą - najbliższy termin w w Poradni Chorób Zakaźnych był za pół roku. W zeszłym roku rozpoczęły się moje kłopoty ze stawem kolanowym. Na wizytę u ortopedy czekałem 4 miesiące. Kiedy się do niego dostałem - termin zleconych przez ortopedę zabiegów fizjoterapeutycznych wyznaczono na: za 5 miesięcy.
Nie jest jednak tak, że na wszystkie wizyty u lekarzy trzeba czekać w kolejce długimi miesiącami. Trzeba czekać tylko na porady i procedury płatne przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Te same porady czy zabiegi, jeśli zechcemy za nie zapłacić żywą gotówką z własnej kieszeni - możemy otrzymać "od ręki". Truizmem jest powtarzanie, że taki stan rzeczy jest na na rękę wielu lekarzom. Gdyby nagle kolejki do specjalistów "z NFZ" zostały zlikwidowane, automatycznie zmniejszyłaby się ilość klientów (tak, pacjent to klient, kupujący usługę zdrowotną) do gabinetów i poradni prywatnych.
Zmieniła się władza. Czy nowy rząd zlikwiduje kolejki do publicznej służby zdrowia? Niestety, śmiem wątpić, tym bardziej, że nawet tego zbyt głośno nie zapowiada. Tymczasem zwykły przeciętny Polak mógłby żyć szczęśliwie bez na przykład uchylania immunitetów posłom Suwerennej Polski albo bez wprowadzania związków partnerskich dla par jednopłciowych. Ale z kolejkami do lekarza specjalisty żyć mu jest znacznie ciężej.
Komentarze