Halina Bieda wychowała już dzieci, ma wnuki. Była nauczycielką, radną, zastępcą prezydenta Bytomia, obecnie jest senatorem RP i dyrektorem Muzeum Powstań Śląskich. Być może dotąd koszenie trawnika powierzała właśnie dzieciom, ponieważ 24 kwietnia z entuzjazmem poinformowała swoich znajomych na Facebooku: „Dziś po raz pierwszy w życiu własnoręcznie skosiłam trawę w swoim ogródku.” Nam pozostaje tylko zawołać: Brawo!
Czy z Bytomia widać Tatry?
Kiedy nie można było wyjść do parku – ludzie opalali się na balkonach. Mieszkający na Osiedlu na Sójczym Wzgórzu nauczyciel geografii i podróżnik Łukasz Waga przy okazji poczynił ciekawe spostrzeżenia. Oto jego relacja: Obserwuję horyzont i panoramę Bytomia z balkonu. Na początku myślę, że jakoś tak dziwnie układają się chmury, jakbym góry widział, czy co? Nie wytrzymuję i po pół godzinie biorę aparat i na maksymalnym zoomie optycznym, a następnie przy maksymalnym zoomie cyfrowym dostrzegam…Beskidy.
Łukasz Waga jest drobiazgowy i oblicza, że widoczność może wynosić z jego balkonu maksymalnie 70 km, a więc rzeczywiście jest w stanie dostrzec może Beskidy: Moim smartfonem, na podstawie GPS wyszło ponad 300 metrów nad poziomem morza. Szukam wzoru na zależność promienia widoczności względem wzrostu wysokości. Otóż nasz wzrok sięga 3,57*√h kilometrów (oczywiście przy dobrej pogodzie i braku smogu). To „h” to wysokość wzroku podana w metrach. Wychodzi mi ponad 60 km w linii prostej.
Obserwuje dalej i w końcu dostrzega coś więcej – Tatry! Ale przecież to niemożliwe! A jednak, jak pisze Waga: dowiaduję się, że ludzie z niedaleko położonego ode mnie Kopca Wyzwolenia w Piekarach Śląskich, raz na jakiś czas też widzą Tatry! Teraz już wiem, że nie tylko mnie ogarnęły zwidy.
W końcu znajduje wyjaśnienie na „Portalu Tatrzańskim” Jak to możliwe, że z tak dużej odległości można było zobaczyć ośnieżone Tatry? Standardowo, i tego uczono nas w szkołach, temperatura powietrza w atmosferze spada wraz ze wzrostem wysokości. Czasami jednak następuje sytuacja odwrotna – zimne powietrze gromadzi się w dole, podczas gdy ciepłe wędruje do góry. Zjawisko to nazywamy inwersją temperatury. Odpowiada ono m.in. za powstawanie tzw. morza mgieł, ale również mirażu inwersyjnego, nazywanego także – niezbyt precyzyjnie – fatamorganą. Podczas zjawiska inwersji promienie świetlne biegnące w stronę oczu obserwatora załamują się pod wpływem różnej gęstości cząsteczek powietrza i w efekcie tego nie biegną w linii prostej, a po trajektorii zakrzywionej. Wynikiem jest złudzenie optyczne, polegające na tym, że obiekty standardowo znajdujące się za widnokręgiem ukazują się naszym oczom, co w oczywisty sposób powoduje też powiększenie wszystkich obiektów znajdujących się bliżej. Wiele także zależy od przejrzystości powietrza – jeśli jest ono czyste, nie występuje zjawisko smogu, to łatwiej dostrzec obiekty w dali.
Wina nauczycieli!
W czasie zagrożenia epidemią niektórzy przed monitorem się uczą, a niektórzy pracują i uczą innych. Mowa oczywiście o nauczaniu zdalnym. Janusz Mrzigod w ironiczny, ale też gorzki sposób tak podsumował kilka tygodni nauczania online: Nauczyciele nie potrafią prowadzić zajęć online, co jest winą nauczycieli; uczniowie nie potrafią uczyć się online, co jest winą nauczycieli; uczniowie dostają za dużo rzeczy do przerobienia, co jest winą nauczycieli; nauczyciele nie dają uczniom nic do roboty, co jest winą nauczycieli; uczniowie nie potrafią obsługiwać prostych aplikacji do wideospotkań ani Worda czy Excela, co jest winą nauczycieli; uczniowie nie mają sprzętu do uczenia się online, co jest winą nauczycieli; „szkoła” TVPis jest na ogół do bani, co jest winą nauczycieli; uczniowie olewają lekcje online, włączając się, a potem zajmując czymś innym, co jest winą nauczycieli; albo robią sobie jaja z lekcji online, co jest winą nauczycieli; Internet nie zapewnia wystarczającej jakości połączenia albo je zrywa, co jest winą nauczycieli; niedawno wybuchł wulkan Krakatau, co jest winą nauczycieli.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz