Chcieli zrozumieć Śląsk, ale to zmaściyli

Było pedziane, co sam byda pisoł po naszymu. Ale dzisioj ekstra napisa po polsku. A to dlatego, że piszę głównie do nie mających żadnego pojęcia o Śląsku, śląskości i języku śląskim pomysłodawców widowiska multimedialnego "Zrozumieć Śląsk", które wystawiono w gliwickiej Arenie. Pod względem artystycznym nie można mu nic zarzucić. Zrobiono je nowocześnie, z rozmachem, zaangażowano dobrych wykonawców, którzy zagrali i zaśpiewali na poziomie. Wrażenie robiły filmy wyświetlane na wielkich telebimach.

  • Data:
  • Autor: Tomasz Nowak

A mimo to oglądałem to widowisko z narastającym przekonaniem, iż mnie oszukano i wykorzystano. Że organizatorzy podpięli się pod modę na śląskość i postanowili, że sięgając między innymi po publiczne pieniądze zarobią na niej, wmawiając wszystkim, że chcą zrozumieć Śląsk, poszukać genezy jego wyjątkowości i zjawisko to objaśnią piosenkami i filmikami. Że pokażą, czym jest śląskość. Ale to była koniunkturalna ściema.

Nie powiem - na początku rzeczywiście taką próbę podjęli. Na scenie wyjątkowo dobrze zagrał Oberschlesien na pewno potrafiący o Śląsku opowiadać. Przepięknie na ludowo zagrała i zaśpiewała Kapela Fedaków. Potem okazało się, że to były listki figowe. Temat odwalono, można było przestać udawać. Choć nie, przepraszam, majestatycznie na scenę wkroczyło jeszcze kilka orkiestr górniczych, którym pozwolono tam nawet długo zostać i grać. Ale cóż z tego, skoro dźwięki instrumentów dętych utonęły w zalewie muzyki rockowej i elektronicznej. Ale pewnie organizatorzy kombinowali, że jak mówimy o Śląsku, to musi być orkiestra górnicza (to akurat racja), tylko czemu na siłę i bez sensu. 

W dalszej części koncertu (zdominowanego przez hiphopowców) śląskość reprezentowali Czesław Mozil (bo z Zabrza), piosenka "List do M." (notabene świetnie wykonana przez Piotra Roguckiego bo z repertuaru Dżemu, a Dżem z Tychów) oraz filmiki o grupie Kalbier 44 (bo z Katowic) i Kasia Moś (bo z Bytomia). Ale ci artyści kompletnie nie śpiewali o Śląsku, nie pomagali w jego zrozumieniu, bo treść i przesłanie ich utworów są uniwersalne. To samo można powiedzieć o występie Krystyny Prońko, która wykonała "Psalm stojących w kolejce". To genialna piosenka, ale nie jest śląska. Podobnie jak wspomniane filmiki - też kompletnie nie śląskie i nadające się do wykorzystania podczas każdej imprezy.

Organizatorzy chcieli pokazać historię Śląska. Było więc o dużo o powstaniach, II wojnie światowej, ale tylko o Niemcach, o Sowietach niemal nic, potem o komunizmie i współzawodnictwie pracy, o "Pomożecie?" Gierka i stanie wojennym. Tyle, że to historia ogólnopolska. Zresztą ta historia się urwała na Wałęsie, o latach dziewięćdziesiątych, zamykaniu kopalń i hut, tysiącach zwalnianych górników, zubożeniu śląskich miast, problemach społecznych (Bytom!) i szkodach górniczych nic. 

I już na koniec. W trakcie mającego ponad dwie godziny widowiska rzekomo o Śląsku śląski język, poza nielicznymi wyjątkami, w ogóle nie wybrzmiał. Arcyśląski blues poza coverem piosenki Jana "Kyksa" Skrzeka też nie. I największa wtopa: ani słowa o Bogu, św. Barbarze i śląskiej religijności. Opowiadać i rozumieć Śląsk bez tego? To niemożliwe. Dejcie sie pedzieć: zmaściyliśie to łokropnie. Sami Ślonska niy pojmujecie, a chcecie innym ło niym łopsprawiać. Dejcie sie pokój. 

Ocena: 5,00
Liczba ocen: 2
Oceń ten wpis

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu, dodaj pierwszy komentarz.

Partnerzy