„Czasypismo” to nowy półrocznik, którego wydawania podjął się Oddział Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach. W redakcji tego pisma znaleźli się m.in. historycy związani w Bytomiem – Andrzej Sznajder i Sebastian Rosenbaum. W pierwszym numerze znajdziemy wiele tekstów, traktujących o historii Górnego Śląska – począwszy od 1945 roku, aż do lat 80. XX wieku. Wśród nich znajduje się artykuł zatytułowany „Masakra w Miechowicach: rekonstrukcja zbrodni”. Jego autorką jest bytomianka Ewa Koj – prokurator, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Katowicach.
Fakt, iż Ewa Koj jest prokuratorem, sprawia, że jej tekst mógł zostać napisany z perspektywy szerszej, niż to dotąd czynili historycy. Mogła odwołać się bowiem nie tylko do archiwalnych dokumentów, ale także do przesłuchań, jakie przeprowadzili prokuratorzy IPN podczas śledztwa w sprawie zbrodni wojennej, będącej zbrodnią przeciw ludzkości, dokonanej w Miechowicach. Wszystko to składa się na bardzo pełną, dramatyczną relację.
Ewa Koj odtwarza fakt po fakcie. Pierwszą ofiarą zastrzeloną przez żołnierzy sowieckich był robotnik Wincenty Bober. Wiele z ofiar nosiło polskobrzmiące (choć w wielu przypadkach o zniemczonej pisowni) nazwiska: Rudek, Zawiślak, Czichorowski. Zginęli nie tylko Górnoślązacy, mieszkańcy Miechowic, ale także liczni przywiezieni tutaj przez Niemców z Polski robotnicy przymusowi. Wiele spośród ofiar liczyło 15-16 albo powyżej 70 lat, co było o tyle zrozumiałe, iż większość mężczyzn w dojrzałym wieku wcielona była do wojska. Ewa Koj relacjonuje: „Wyzwoliciele” przeczesali dokładnie miejscowość, zewsząd wybierając swoje ofiary. Zginęło wielu inwalidów, bo żołnierze zakładali, iż kalectwa nabawili się na wojnie, choć wielu z nich było rencistami kopalnianymi. Wielu z nich nie zastrzelono, sowieccy żołnierze masakrowali ofiary kolbami karabinów. Odnotowane są także najdramatyczniejsze przypadki: „Wilhelm Sotor zrozpaczony stratą synów jeszcze tego samego dnia powiesił się.” I dalej: przypadek jeszcze bardziej wstrząsający: „po powrocie z pracy do domu Wilhelm Fabry znalazł swoją żonę Marię Teresę wielokrotnie zgwałconą. Zastrzelił żonę oraz córki: pięcioletnią Ingrid, czteroletnią Sigelinde i siebie.” W tej relacji z przyczyn oczywistych brak jednego: nazwisk sprawców. Wiadomo jedynie, że do Miechowic wkroczyli żołnierze 309 i 1025 pułku 291 Dywizji Piechoty Armii Czerwonej, wspierani przez pojazdy pancerne pochodzące z 1198 lub 1238 pułku dział samobieżnych. Z relacji świadków wynika, że wielu sowieckich sołdatów mordujących w Miechowicach miało azjatyckie rysy twarzy.
Na zakończenie refleksja ogólniejsza: od dawna trwa kampania mająca dezawuować pracę Instytutu Pamięci Narodowej. Jego likwidacji domagali się wprost członkowie postkomunistycznego SLD oraz działacze związani z Ruchem Palikota. Kłamliwie sugerowali przy tym, iż IPN zajmuje się przede wszystkim lustracją i tzw. „teczkami agentów”. Takie publikacje jak „Czasypismo” świadczą, iż zainteresowania badaczy z IPN są znacznie szersze, zaś ich praca jest potrzebna. Chociażby dlatego, że badają te obszary polskiej historii, którymi przez 50 lat nikt się nie zajmował.
Komentarze