14 sierpnia 1988 roku, w przeddzień swoich 29. urodzin, Romuald Czubak popełnił samobójstwo. Rozstał się z tym światem w Niemczech, wchodząc na tory kolejowe przed rozpędzony pociąg relacji Moskwa-Paryż. Tak zakończył się niezwykle ważny rozdział w historii kulturalnego życia Bytomia.
Mieszkał w bloku przy ul. Sokoła - razem z matką, która po rozstaniu z ojcem Romka wyszła powtórnie za mąż i z młodszym bratem Adamem Tekielim. Chodził do oddalonego o przysłowiowy rzut beretem II LO im. Stefana Żeromskiego. Jak na licealistę był wyjątkowo uzdolniony - pisał pierwsze wiersze, czytał powieści Dostojewskiego. Ale równocześnie „nie umiał skoncentrować się na lekcjach” ani dbać o dobre oceny. W rezultacie przeniósł się do pobliskiej szkoły zawodowej. Tak wyglądała formalna edukacja człowieka, który stworzył jeden z najbardziej interesujących teatrów alternatywnych lat 80. w PRL-u.
Niesamowity naturszczyk
Pod względem artystycznym, osobowościowym był zapewne samoukiem, niezwykle utalentowanym naturszczykiem: kształtował się sam, uczył się sam, szukał sam, odkrywał sam. W listopadzie 1979 roku razem z kuzynem Edmundem Lipartowskim założył teatr, który nazwał Wiatyk – to określenie ostatniego namaszczenia, sakramentu udzielanego przed śmiercią, zaopatrzenia na ostatnią drogę. Pierwszy skład nie przerwał roku – Lipartowski poszedł do wojska, a trzeci z aktorów - Zygmunt Perfecki, rówieśnik Romka, do seminarium duchownego, potem przez lata był kapłanem i misjonarzem w Togo, zmarł w 2024 roku.
Tekieli znany będzie pod pseudonimem, którego nie lubił: Siwy. Makuch to z kolei Długi – ma prawie 190 centymetrów wzrostu i jest (do dzisiaj) chudy jak szczapa. Adam Tekieli, kiedy trafił do teatru, miał zaledwie 12 lat, był przyrodnim bratem Romka. – Brat był dla mnie zastępcą ojca - opowiada Tekieli. - Mieszkaliśmy w 4 osoby w mieszkaniu o powierzchni 46 metrów kwadratowych. My dwaj w jednym niedużym pokoju, w którym stały dwa składane tapczany. Na podłodze tego pokoju uprawialiśmy wszystkie możliwe sporty: boks, piłkę nożną, nawet hokej. A potem Romek wziął mnie do teatru.
Nad barem Zacisze
W 1980 roku Romek Czubak miał już własne mieszkanie, a właściwie jeden pokój, z ubikacją na klatce schodowej. Pokój na ostatnim piętrze, czy też poddaszu kamienicy przy ul. Piekarskiej 5, gdzie na parterze funkcjonował bar Zacisze. To w tym pokoju w styczniu 1982 roku, w drugim miesiącu stanu wojennego odbędzie się premiera spektaklu „Etiuda: Potem zawsze”. To w tym jednym pokoju zmieści się wówczas niemal pół setki ludzi.
Długi poznał Romka właśnie w barze „Zacisze”. - Szedłem z Budowlanki, której byłem uczniem. Przyznam że wówczas w głowie bardziej były mi „baje” (wagary) niż nauka - wspomina „Długi”. - Po drodze wstępuję do baru „Zacisze”. Kupiłem piwo, zapaliłem fajkę i wtedy poczułem, że ktoś mnie obserwuje. Podchodzi do mnie facet, prosi o ogień, pyta czy może się przysiąść. Trochę milczymy, a potem on mówi:
Pierwsze próby odbywały się w Domu Kultury Filar na Szombierkach. - Był tam Jurek Kudełka, Adaś Tekieli i jeszcze ktoś – opowiada Długi. - No i robią próbę: chodzą boso, zimno w tym domu kultury, strasznie piździ. Jakieś śpiewy na początku i ćwiczenia gimnastyczne. O co kaman? Teatr to ja sobie inaczej wyobrażałem. No, ale spoko... Przyszedłem jeszcze raz. I to poszło... Szybko próby przeniosły się do kultowego kluby Pyrlik przy ul. Jagiellońskiej. To Długi „ściągnął” do Wiatyku swojego kolegę z Budowlanki Leszka Więckowskiego (zm. 2015). Więckowski jako jedyny odstawał od wyobrażenia Romka o aktorze – nie był szczupły, raczej pełnej sylwetki, za to - jak wspomina Długi - był bardzo wygimnastykowany i sprawny. Miał w teatrze pseudonim Gruby. To Więckowski stał się jednym z podstawowych aktorów Wiatyka. Obu - Długiego i Grubego - teatr tak pochłonął, że repetowali w Budowlance klasę.
Ogólnopolska sława
Cztery chyba najważniejsze przedstawienia to: „Gag gratisowy” (premiera: maj 1980), „Droga z powrotem” (1982), „Hotel pod ciemną gwiazdą” (1983) i „Sen Laubego” (1985). Te ostatnie grane w składzie: Czubak, Tekieli, Więckowski, Iwona Huss, Mariola Porombka i Maciej Żak. O „Wiatyku” zaczęło być głośno: bytomski teatr zapraszany był na festiwale, recenzje jego przedstawień pojawiały się w ogólnopolskiej prasie, dawał spektakle w całej Polsce, m.in. w warszawskich klubach studenckich.
- Czasami zaskakiwał jakimiś zachowaniami. Na przykład jechaliśmy pociągiem, a Rojek nagle wyskakiwał z niego. Potem zjawiał się po kilkunastu godzinach i rozmawiał z nami jakby nic się nie stało – mówi Jacek Makuch.
Iwona Huss-Tuszyńska, aktorka ostatniego składu Wiatyku w swoim wspomnieniowym tekście o tym teatrze, jaki ukazał się w miesięczniku Śląsk stawia sprawę wprost: „Nie tylko talent i nieprzeciętny intelekt dawał mu napęd, Romanem rządziła także choroba. Cyklofrenia, jak dawniej określano chorobę afektywną dwubiegunową, sprawiała, że co jakiś czas miał epizody manii bądź depresji. Wspólnie potrafiliśmy sobie z tym jakoś radzić, wiedzieliśmy, jak postępować w tym czasie”. - Choroba nigdy nie została zdiagnozowana przez lekarza, Romek się nie leczył. Owszem, w chwilach napięcia, stresu reagował bardzo emocjonalnie, ale trudno go nazwać osobą chorą - mówi jego brat Adam Tekieli. Inni dodają, że Roman był obciążony rodzinnie, chorował jego ojciec. Być może epizod depresji jakoś tłumaczy jego samobójstwo.
Bo Roman Czubak popełnił samobójstwo w Niemczech. Z jednej strony znalazł się w wymarzonym miejscu, z drugiej strony – został odcięty od wszystkiego, co stanowiło jego dotychczasowe życie. Przede wszystkim od teatru, ale także od swojej pozycji społecznej. W Bytomiu był postacią, miał wielu znajomych. W Niemczech nagle został przybyszem z Polski, na dodatek bez dobrej znajomości języka.
Gorycz emigracji
Ale do Niemiec chciał wyjechać. Po pierwsze dlatego, że w „Efie” - jak wówczas nazywano Republikę Federalną Niemiec - miał rodzinę. - Oboje ze strony matki mieliśmy pochodzenie niemieckie, część rodziny już tam przebywała – opowiada Adam Tekieli, brat Romka Czubaka - Mieszkała tam już siostra mojej babci, pod koniec lat 70. do Niemiec wyemigrował najmłodszy brat naszej matki. Mój brat miał już wtedy rodzinę – żonę i dziecko, mieszkał ze swoją teściową, miał fatalne przyszłościowe perspektywy. Stąd pomysł, żeby wyjechać do Niemiec, potem Romek miał tam ściągnąć żonę i dziecko. Ciekawe światło na motywacje wyjazdowe rzuca fragment listu Romka wysłanego z Niemiec do Długiego: "Kondycję fizyczną mam znakomitą, bo przestałem pić, chociaż za te pieniądze, które dostawać będę przez dwa lata z Aibertsamtu, mógłbym być dziennie nieprzytomny. I dlatego musiałem opuścić Bytom, z powodu kolegów i pijaństwa, nie mogłem patrzeć, jak żona, którą kocham musi się męczyć z prawie nałogowym pijakiem bez przyszłości."
Po pierwsze – nie znał dobrze języka. - Romek miał plany nawiązania kontaktu z jakimś centrum kulturalnym, reaktywowania tam teatru, ale nic takiego się nie udało – opowiada Adam Tekieli. - Nie mógł też sprowadzić żony z dzieckiem, władze nie dały im paszportu. No i kłopoty finansowe. Na początku dostawaliśmy bardzo niskie zasiłki, w pierwszym okresie nie mieliśmy nawet na papierosy. Romek zaczął chodzić na kurs językowy, ale jakoś się w tym nie odnalazł. W Bytomiu był człowiekiem bardzo znanym, ludzie go szanowali, rozmawiali na ulicy, miał pełne zaplecze znajomości i możliwości. A tam nic. Było wiele czynników, które mogły go skłonić do samobójstwa, ale kiedy to się stało – nie było mnie przy nim, akurat wyjechałem na kilka dni, myślałem że najgorsze już minęło.
Śmierć na torach
Śmierć Romualda Czubaka tak opisała Iwona Huss-Tuszyńska: „Roman popełnił samobójstwo w wigilię swoich trzydziestych urodzin (w rzeczywistości w wigilię 29 urodzin - MH). Nie był wtedy w złej formie, zrobił to świadomie i planowo. W czasie imprezy urodzinowej w gronie rodziny i przyjaciół był spokojny, wyciszony, w pewnym momencie zaszył się w fotelu z Pismem Świętym. Gdy towarzystwo zorientowało się, że gdzieś przepadł, było już za późno. Wyszedł niepostrzeżenie, na ostatni dla Niego pociąg…”
Romuald Czubak zmarł śmiercią jak każda śmierć tragiczną 14 sierpnia 1988 roku. Nie wiedział, że już za rok padnie mur berliński i będzie można przyjechać do kraju bez obaw. Rojek rzucił się pod pociąg relacji Moskwa-Paryż. Przyjaciele mówią, że nawet swoją śmierć wyreżyserował tak, aby miała rangę symbolu.
Komentarze